Słyszałem ich kroki. Byłem za bardzo wyczulony na ten głos, nie mogłem się pomylić. To na pewno byli oni. Czułem jak wadera próbuje ugryźć moją łapę.
-Ciiicho, nie bój się. Nic Ci nie zrobię. - mój przyciszony głos musnął jej ucho, co chyba poskutkowało. W prawdzie waderę przeszły dreszcze, że aż myślałem że coś jej się stało. Wreszcie ich zobaczyłem. Przez małą szparę w krzakach dało się widzieć jego rękę, co trzyma topór. Wadera zamarła. Puściłem ją. Słyszałem jak głośno oddycha, jej oczy były wielkości jabłek. Przerażone. Wtedy wyczułem jeszcze gorszych przeciwników - ich psy. Westchnąłem ociężale. Odwróciłem wilczycę do siebie.
-Słuchaj, tutaj są psy ludzi. Zara z nas wytropią, musimy uciec, rozumiesz? - kiwnęła głową, nie zdołała wypowiedzieć żadnego słowa. Zaczęły szczekać.
-Raz...- naprężyłem mięśnie - Dwa...-przygotowałem się do skoku - Trzy! - Wystrzeliłem jak pocisk z rewolweru w stronę światła, a złota wilczyca za mną. Byli przed nami i...za nami. Przeklnąłem. Mogłem w sumie użyć mocy, ale to wiązało się za dużym ryzykiem. Obok nas padł pocisk z strzelby myśliwskiej. Zarzuciłem waderę na grzbiet i popędziłem dalej. Srebrny pocisk musnął moje futro. I kolejny. Tym razem oglądając się za siebie widziałem krople krwi. Ranka malutka, na pół centymetra. Tyle dobrze. Bałem się że trafią ją - waderę. W prawdzie nie miałem pojęcia kim jest, ale miałem jakoś ochotę dzisiaj nie prowdzić na zgubę, ale kogoś uratować. Oh biedulka z niej że jej życie spoczywa w mych łapach. Najgorzej. Pocisk świsnął mi obok ucha i zrobił dziurę w drzewie naprzeciwko mnie. Kolejny świst, kolejne obrócenie się za siebie. Tym razem kałuża krwi i to całkiem spora. Spojrzałem pod łapy, pod nami były duże plamy krwi. Nie miałem bladego pojęcia kto dostał, ja nic nie czułem ani nie słyszałem jęku wadery gdyby dostała. A może jakiś ptak sie nawinął, wilczyca go złapała i teraz krwawi? Oh, gdyby ten scenariusz był prawdziwy. Skręciłem gwałtownie w lewo, potem w prawo i rzuciłem się do dziury w ziemi. Szybo zapieczętowałem ją. Była to nora jakiegoś borsuka czy coś, bo była okazałej wielkości. Nie było tam lokatora, nie czułem go. I dobrze. Nadal nie wiedziałem kto został ranny.
-Dostałaś? - zapytałem ochryple.
(Seber?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz